sobota, 16 maja 2015

Niedoskonałość ciała

Miał być post o Suicide Girls, ale mi nie wyszło i jego fragment "kurzy się" w wersjach roboczych czekając na lepszy czas. Ja wracam z innym tematem, do którego zainspirowała mnie mama podczas porannej jak na sobotę (na zegarze czaiła się piętnasta) rozmowie. Były tosty, kawa, kanapa i kocyk, bo mama miała nocną zmianę, w tle dźwięk muzyki kłócił się z kosiarką sąsiada - w skrócie typowa sobota na moim osiedlu. Wszystko było ok, dopóki nie wzmianka o tatuażu i wyczucia przez moją mamę, że chcę mieć kolejny. Sielska atmosfera upadła z hukiem wraz ze zdaniem "Ty to naprawdę musisz nienawidzić swojego ciała, że chcesz je przykrywać tatuażami". 

BANG dłuższa rozkmina i mamy materiał na bloga!

Na wstępie zaznaczam, że nie jestem jakimś miłośnikiem swojego ciała, ale nie ma w tym nawet ułamka nienawiści. Skórę, a przynajmniej jej część traktuję jak płótno na mniejsze lub większe dzieła sztuki. Dość proste podejście, które posiada wiele osób z tatuażami. Mam też pojęcie co to umiar, więc chcę uniknąć wymalowania każdego kawałka ciała - optimum to 3-4 tatuaże. 

Teraz co do niedoskonałości - wiem, że czas nie jest łaskawy dla ludzi ani pod względem psychicznym, ani fizycznym i z tatuażami, czy bez na starość będę po prostu paskudny. Zmarszczki, wisząca skóra, łysina, siwe włosy, niedowaga/nadwaga to są rzeczy, które mnie czekają na starość. (Bardzo) prawdopodobny wylew dolicza jeszcze większą lub mniejszą niepełnosprawność i (prawdopodobnie) jakiś paraliż. Po prostu starość - tego nie unikniesz, jeżeli wcześniej nie wykitujesz.

Nawet teraz nie mam jakiś nadzwyczajnych powodów do zachwytu nad własnym ciałem - nie jest ze mną źle, ale zdaję sobie sprawę ze swoich odstępstw od dzisiejszego ideału piękna mężczyzny. Mógłbym być wyższy, mieć rozbudowaną jakąkolwiek tkankę mięśniową, bujniejszy zarost, ciemniejsze włosy i Bóg wie co jeszcze tam sobie wymyślili. Czy spędza mi to sen z powiek, popadam w depresję, lamentuję nad swoim wyglądem? Oczywiście, że nie! (Nie zmienia to faktu, że regularnie cisnę z siebie bekę).

Można powiedzieć, że nie ma osoby idealnej, bo u każdego znajdziemy pakiet szeroko pojętych wad. Wolę to jednak określać jako piękno każdej jednostki na świecie. Czy byłoby fajnie jakby każdy wyglądał jak model/modelka z pierwszego-lepszego magazynu? Oczywiście, że nie! Świat, w którym każdy jest perfekcyjny byłby totalnie nudny, nie byłoby różnorodności, nie byłoby się kim zachwycać lub poplotkować, bo ktoś zrobił ze sobą coś dziwnego (np. brwi wpierdolki).

Gdybym zadał sobie pytanie "czy kocham siebie takim jakim jestem?" kilka lat temu odpowiedź brzmiałaby "nie", ale dzisiaj będąc w tym miejscu swojego życia bez większego zastanowienia odpowiadam "tak". Daleko mi do jakiegoś narcyza, ale śmiało mogę powiedzieć, że jestem super. Mam sporo różnego rodzaju niedoskonałości, a poza wyżej wymienionymi mam (niby trochę) odstające uszy, lekką niesymetrię twarzy, za małe płuca, gardło kona co roku coraz bardziej, pęcherz moczowy daje o sobie znać tysiąc razy gdy tylko wypiję piwo, za długi płatek zastawki mitralnej utrudniał mi okres dojrzewania i jest jeszcze milion rzeczy, o których się nie dowiedziałem lub już o nich zapomniałem. Jednak zbierając to wszystko do kupy nie można robić bilansu na zero, plus, czy minus tylko najzwyczajniej w świecie to wszystko zaakceptować, stanąć przed lustrem i pokochać siebie, takim jakim się jest - to naprawdę daje dużo do ogólnego szczęścia. 

Na koniec posta klasyczny obrazek z internetów (źródło: unka.blog.pl)


XOXO

1 komentarz:

  1. Nie ma osoby idealnej, bo każdy ma inny ideał piękna - raczej nie znajdzie się uśmiechnięty ptyś, który podpasuje każdemu.

    OdpowiedzUsuń