piątek, 7 sierpnia 2015

Urok osobisty

Jest całkiem przyjemna, ciepła, ale nie upalna niedziela, wracam z regionalnej wycieczki po okolicy. #dumnyja pierwszy raz w życiu odwiedzam największą atrakcję swojej okolicy - tor wyścigów konnych. Jestem zachwycony zadbanym kawałkiem zieleni do tego stopnia, że nawet nie przejmuję się faktem, że przeciętny czytelnik tego bloga: nawet nie mieszka we Wrocławiu, nigdy nie ruszy tam tyłka, ani nawet nie sprawdzi w google maps, że taki obiekt istnieje naprawdę. Istnieje i po remontach wygląda tak elegancko, że rozważam częstsze wypady w tamtym kierunku kosztem spacerów do ładnego Parku Południowego (i to mimo nieco dłuższej drogi od mojego domu!). 

Ale wracając do tematu: taszcząc pyszne portugalskie jedzenie z tamtejszego foodtrack'a gadamy z Fe o życiu. Jak zwykle zostałem zaskoczony tematem rozmowy - "to co Piotrek, kiedy wybieramy się na dziewczyny?" usłyszane niespodziewanie powoduje potknięcia nawet na prostym kawałku chodnika.


- Eeeee, nigdy? - odpowiedziałem zdziwiony z automatu. Staruszka przechodząca właśnie przez przejście dla pieszych też nie miała łatwo i mam nadzieję, że była przygłucha, bo Fe szybko rzucił "bierz ją!". Nie sądziłem, że desperacja moich znajomych na mój nowy związek jest aż tak duża. Skwitowałem to wszystko żartem z niezawodną strategią "bierzemy to, co nie może przed nami uciec?". Naprawdę miałem nadzieję, że to zakończy dzisiejszą serię randkowych rozmów. Pech chciał, że Fe był w niebywałej formie i nie wiem, czy było to spowodowane położeniem księżyca i odpowiednich planet, czy po prostu dawno nie rozmawialiśmy na żywo. Po cichu strzelam, że obie odpowiedzi są prawidłowe. 

Nie pomogło 10 000 argumentów jak to nie mam ochoty, a każda kolejna riposta ze strony mojego przyjaciela była coraz większym kamulcem, który wbijał się w mój brzuch robiąc ogromne straty w małej kolonii lodów, które jadłem przez pół dnia. "No daj spokój, byłbym dobrym skrzydłowym! Z moim wdziękiem i Twoim ekhm, yyyy, eeeee... imieniem zdziałalibyśmy cuda!". 

*to jest ten moment kiedy trzeba kliknąć tu i zapoznać się z historią o Marcelku*

- Ale to nie jest tak, że Ty nie masz uroku osobistego - masz go po prostu głęboko zakopany dla garstki ludzi. Trzeba po prostu jak ten Marcelek usiąść na skraju Twojej głowy i tym patykiem grzebać w Twoim mózgu... O BOŻE, czemu to brzmi tak seksualnie?! - wrzasnął w pewnym momencie Fe i chwilę później krztusząc się ze śmiechu kontynuował - jakbyś potrzebował do tego pomocy to nie wiesz gdzie mnie szukać.

Nie za bardzo pamiętam co było dalej, ale generalnie Fe to jest równy gość i nieważne jak bardzo w dupie jesteś dziś z dobrym nastrojem to tylko kwestią czasu jest ból brzucha spowodowany nadmiarem śmiechu. Nie wiem jak bardzo to jest zdrowe, ale mam notatki i wiem, że jamę brzuszną mogę zobrazować na sześć tysięcy sposobów. I na koniec jeszcze jedna ważna rzecz - jak będę chciał rzucać w kogoś zgniłymi warzywami, to choćby nie wiem co, Fe i jego chude łapy służą pomocą. Tak, i wtedy wiem gdzie go szukać.

XOXO

1 komentarz: