czwartek, 10 grudnia 2015

Randki z internetu, cz. 3

Kilka dobrych miesięcy temu ponownie zawitałem do internetów, w celu urozmaicenia swojego życia pisząc z kobietami, których nie znam, ale poznam lub nie znam i lepiej, żebym nie poznał do końca swoich dni. Dużo rzeczy szybko mi się nudzi, jestem przyzwyczajony do facebooka/messengera i bywa, że jak z kimś fajnie się gada to następuje migracja z portalu na fejsa. Jednocześnie biedny portal "randkowy" odchodził wtedy w zapomnienie (chyba średnio umiem w to się bawić). Jakiś czas temu po kilku miesiącach przerwy odnotowano moje logowanie na tym portalu. Pewnie zadajecie sobie pytanie "po co?" skoro jestem w szczęśliwym związku z O. (która ciągle potrzebuje jakiegoś pseudo). Powiem szczerze - to nie jest całkiem ciekawa historia...


We wtorkowy poranek ustaliliśmy, że widzimy się w kolejny dzień popołudniu, a nie tradycyjnie we wtorek po moim wuefie. Ta dziwna i nienaturalna od tygodni reakcja była spowodowana straszną rzeczą - wstawaniem do pracy na 7 rano. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że przed polibudowym budynkiem stała uśmiechnięta O. ze słuchawką przy uchu. Nie była zadowolona, z mojego niewielkiego zaskoczenia, ale zapowiedziała, że dzisiaj tylko na chwilę i jedzie do domu. Ostatecznie siedzieliśmy i gadaliśmy na podwórku przed jej kamienicą, co jakiś czas sprawdzając kiedy mam kolejny tramwaj. 

W pewnym momencie na jakdojade wyświetliła się reklama badoo, a O. szybko wyrwała mi telefon z ręki i w mgnieniu oka kliknęła w link. Oczywiście odesłał ją do google play, ale nie zraziła się tą próbą i zalogowała z mobilnej przeglądarki szukając opcji zmiany hasła, bo koniecznie chciała mi je powiedzieć. Chyba pierwszy raz w życiu byłem translatorem z angielskiego, co było mega dziwnym uczuciem biorąc pod uwagę moje upośledzenie na języki obce. 

Szybki przegląd ustawień przyniósł nieoczekiwany rezultat usunięcia konta. 30 sekund później zaznaczając ten sam powód również usunąłem konto. Serio! To było symboliczne zamkniecie tego rozdziału w moim życiu - tindera pozbyłem się po miesiącu, badoo po prawie roku. Poznałem dwie osoby, ale ponoć liczy się jakość, na którą narzekać nie mogę. Taka mała głupota, jak usuwanie konta totalnie poprawiła mi humor - tak jak ciepła kawa przyniesiona do łóżka, albo zapach jajecznicy na boczku o poranku, albo ciepła szarlotka, albo bigmac gdy jestem totalnie głodny. Zaraz zabrzmię jak jakiś romantyk lub jeszcze coś gorszego, ale tak naprawdę wystarczy widok śpiącej i uśmiechniętej O. do poprawy humoru na cały dzień (nawet jak 10 minut później biegniesz na tramwaj, bo już jesteś spóźniony na zajęcia) #littlethingsmakemehappy

Teraz muszę tylko wymyślić nazwę na swoje związkowe perypetie - randki z internetu to już średnio, bo znamy się jakoś pół roku, spędzamy każdą wolną chwilę razem i inne takie. A przygód jest sporo, tylko nie każde nadają się na publikacje - szczególnie, że moje nazwisko jest w nazwie bloga :p

1 komentarz: