sobota, 9 lipca 2016

O tym jak stałem się kurą domową

Pamiętam jeszcze te czasy, kiedy wszelkie czynności porządkowe były dla mnie największą karą. Nic nie bolało tak, jak gąbka, ścierka, mop lub odkurzacz. Mogłem nie mieć dostępu do TV, PC, radia (chyba nie było takiej sytuacji), czy nawet telefonu i nie stanowiło to dla mnie większego problemu. W zależności od wieku mogłem się bawić, układać puzzle, rysować, czytać książki lub po prostu pójść gdzieś ze znajomymi. Wszystko tylko nie mop. Przedświąteczny zapierdziel to też nie mój klimat - tydzień lub dwa konkretnego zapierdolu, po to, żeby każdy kąt był wolny od kawałka kurzu przez góra 5 minut. Sytuacja zmieniła się oczywiście jak dorosłem (chociaż i tak potrafię zostawić brudne ciuchy na podłodze, albo zostawić tam czyste jeśli spadły) i jest ściśle zależna od pory roku - nasila się szczególnie na przełomie stycznia i lutego oraz czerwca i lipca. #sesja


Niestety nie ma tak dobrze i nie tylko dwa razy do roku zbieram się do sprzątania. Nie wiem, czy boli bardziej to, że "zdziadziałem", czy że jestem o krok od bycia kimś z kogo śmiałem się całe życie. Wszystko zaczęło się w zeszłe wakacje - mogłem iść do pracy, ale w sumie mi się nie chciało. Jak już chciałem, to mogłem pracować, tylko w godzinach kiedy moja mama byłaby w domu. Dziwna sytuacja wynikła z powodu złamanego kręgosłupa mojej ciocio-babci i opieki kulinarno-porządkowej niemal 24h/dobę. Tak, w zeszłe wakacje wychodziłem z domu, wtedy kiedy moja mama przekroczyła próg mieszkania, lub późnym wieczorem (chociaż normalni ludzie nazywają to nocą). Mniejsza z tym - przez te wakacje stałem się etatowym sprzątaczem - kucharzem. 

Siedzenie w domu niemal cały czas nie mogło się skończyć tylko na oglądaniu seriali, więc dogadzałem sobie na różne sposoby kulinarnie, zostawiając po sobie tylko nienaganną czystość. To samo było z mieszkaniem cioci. Odkurzałem jakieś 2-3 razy w tygodniu, a naczynia myły się szybciej niż brudziły. Dodatkowo jadłem pizzę codziennie po 22-23 (i oczywiście nie przytyłem nawet grama).

Te kilka miesięcy (bo oczywiście wraz z pierwszym października nie przestałem sprzątać względnie regularnie) odbiło się poważnie na mojej psychice. Do tego stopnia, że stałem się odwrotnością tego, co myślała, że będzie ze mnie moja mama. To ja jestem tą osobą, która upomina drugą połówkę o bałagan i to ja jestem tą osobą, która bardziej dba o czystość. Kurwa masakra, jak to cofnąć? 

Ostatnio mam kilka dni "wolnego" - w sensie jestem na etapie zmiany pracy i mam okres przejściowy, który głównie spędzam w mieszkaniu. W tym czasie zdążyłem zrobić niezbędne badania, wypełnić dziesięć tysięcy kartek, przetransportować większość ciuchów do mieszkania O, pobawić się w masterchefa i posprzątać prawiekurwawszystko. To jakaś choroba - dzisiaj umierałem do okolic południa, a jak tylko tabsy zaczęły robić robotę, to umyłem okna (biedna Pani z naprzeciwka cholernie wytęża wzrok, żeby coś zobaczyć przez te brudne szyby), wyprałem firany, wyczyściłem pleść z parapetu, odkurzyłem i umyłem podłogę. Gdybym się nie opamiętał, to chyba poszedłbym sprzątać do sąsiadów. 

Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - przypomniało mi się, jak bardzo uwielbiam gotować i pierwszy raz od nie wiem kiedy gotowałem sam. Bez sprzeczek, kto zrobi to lepiej, kogo sposób na zrobienie potrawy x jest szybszy, tańszy, smaczniejszy, prostszy itd. Serio, dziwne uczucie. Może jakby mój stan konta był odrobinę większy, a w kuchni istniał piekarnik, to siedziałbym cały dzień w kuchni odpierdzielając kolację stulecia. Albo poszedłbym do sklepu po nowego mopa. Już chyba lepiej, że nie mam tych pieniędzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz