niedziela, 21 sierpnia 2016

Nie zadzieraj z O, czyli... moja ulubiona historia


Dni w Słupii zawsze potrafią czymś zaskoczyć - albo przepysznym obiadem, prześlicznymi kilkutygodniowymi kotkami, rodzinną atmosferą, niespodziewanymi zwrotami akcji, pożarami, Polusią lub sześcioletnim dzieckiem nie tak głęboko drzemiącym w O. Dość sporo wymienionych opcji skumulowało się w minioną niedzielę...


Standardowo mała Pola zajęła jakieś 80% czasu, co staje się powoli normą. Długi spacer po sycowskim parku, popołudniowy fitness na drążkach, jeżdżenie z dzieckiem na jego mikrorowerze były tak bardzo wyczerpujące, że nawet marudzenie o coś do picia odeszło w dalszy plan. Chociaż marudzenie o butelkę wody przeszło w oka mgnieniu, gdy na horyzoncie pojawił się plac zabaw. I już wiadomo gdzie spędzimy resztę wolnego czasu. Było pełno ciekawych rzeczy i chociaż nie skorzystałem z ekstrahuśtawki, to skusiłem się na karuzelę. I O też się skusiła. 

Gdy podczas najlepszej zabawy jaką odbyłem tego dnia z Polą (czyli nagrywanie O, która kręci się na dość mocno rozpędzonej karuzeli, a my jeszcze podkręcamy tempo) pewna około 8-letnia dziewczynka śmiejąc się rzuciła piaskiem w O nad placem zabaw zawisły czarne chmury.

Po drugiej porcji piasku O wysyczała przez zęby "Sypnij mnie jeszcze raz, a ja Cię sypnę" młoda dama z placu zabaw nawet się tym nie przejęła i ochoczo poczęstowała O kolejną garścią piasku. Błąd nowicjusza - zdarza się. 


Gdy już zabawa się skończyła, a Polusia zaczęła prosić o tę butelkę wody zbieraliśmy swoje rzeczy z pobliskiej ławeczki. Idąc w kierunku wyjścia minąłem tą samą dziewczynkę rzucającą piaskiem w O, która stała w miejscu i zanosiła się płaczem. Szybko kojarząc fakty rzuciłem do O:

- Co zrobiłaś tej dziewczynce, że zaczęła płakać?!
- Nic takiego, może nazwałam ją szmatą?
- Serio?
- No i może rzuciłam w nią piaskiem.


Tempo w jakim zebraliśmy się z placu było wprost proporcjonalne do zmniejszającej się odległości pomiędzy dziewczynką, a jej mamą. Kilkaset metrów później zobaczyliśmy, że idą w tym samym kierunku co my, więc O postanowiła podkręcić tempo informując o tym Polę:

- Polusia musimy iść szybciej, bo tam idzie mama tej dziewczynki co ją brzydko nazwałam.
- No, ale co z tego, skoro to Ona zaczęła? - zapytała poważnym głosem młodsza siostrzyczka.


Nie wiem, czy było widać jak bardzo powstrzymuję się od śmiechu, ale O dała porządną lekcję życia, jak uprzykrzyć nielubianej koleżance czas spędzony w szkole, np. wklejeniem w czubek włosów gumy do żucia, tudzież skopania na posadzce albo wsadzenia głowy w muszlę klozetową.

Z niecierpliwością czekam na informacje kiedy te nauki przyniosą rezultaty, a Mama Kalina będzie wezwana do szkoły. Jedno jest pewne - ziarenko zostało zasiane, teraz to słodka, mała Pola może stać się dzieckiem, przed którym ostrzegali ją rodzice. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz